Sześć skuterów i jeden jacht wypłynęło w piątek, 11 sierpnia z Darłowa w stronę duńskiej wyspy Bornholm. Do pokonania było 60 mil morskich, czyli około 110 km.
Połączył ich sport
Do celu płynęliśmy 2 godziny 44 minuty. Szybko, bez stresu o to, że zabraknie nam paliwa czy np. pogoda utrudni nam dotarcie na metę. Wyruszyliśmy o godzinie 10:00 i przez całą drogę morze było dla nas bardzo łaskawe, a humory dopisywały – relacjonuje Grzegorz Szymański, p.o. Dyrektor Hotelu Senator w Dźwirzynie.
Jednym z uczestników wyprawy był Krzysztof Skupiński z Piotrkowa Trybunalskiego, który do portu w Darłowie dotarł razem z żoną i 13-letnim synem, również fascynatem sportów wodnych. Nie znaliśmy się z chłopakami wcześniej, (…) o wyprawie dowiedziałem się z forum internetowego Motorowodniaków – mówi Krzysztof Skupiński. Podobnie było z Tomaszem Gónickim z Warszawy, który o pomyśle również przeczytał w Internecie i nie znał wcześniej uczestników wyprawy. Na swoim koncie miał już jednak organizację Mistrzostwa Polski Skuterów Wodnych 10 lat temu. Od tamtej pory skutery wodne są w mojej głowie (…). Na tą wyprawę nie trzeba było mnie długo namawiać – podkreśla.
Najlepszy obiad
Po dotarciu na metę, do miasto Nexø wszyscy byliśmy zmęczeni, ale pyszny obiad na pokładzie jachtu zrobiony przez mamę szybko pomógł nam zregenerować siły – opowiada G. Szymański. Potem przyjechał do nas pan Tomasz, nasz duński specjalista od paliw. Zatankowaliśmy skutery i jacht, którym płynął m.in. nasz kapitan – Janusz Szymański i przez cały czas zabezpieczał naszą wyprawę.
Niełatwy powrót
Powrót ze względu na pogodą zaplanowany był jeszcze tego samego dnia. Po wyjściu z portu w Danii były bardzo duże fale. Wiatr momentami wiał nawet 6 w skali Beauforta z kierunku południowo-wschodniego. Skutery cały czas skakały. Zużywaliśmy znacznie więcej paliwa i potrzebowaliśmy znacznie więcej sił – opowiada G. Szymański. Średnia prędkość, którą osiągnęli uczestnicy wyprawy w trakcie powrotu, wynosiła 29.9 km/h. Dla porównania, gdy płynęli na północ, osiągnęli 39,7 km/h.
Żeby płynęło się nieco łatwiej, a przy tym bardziej ekonomicznie skutery ustawiły się bezpośrednio w kilwaterze jachtu – słyszymy od uczestników. W połowie drogi fala zaczęła się zmniejszać, a 20 kilometrów od Polski wyszło słońce, fale były długie i zachęcały do pięknych, długich skoków. Rozsądek nie pozwalał jednak na to, by popłynąć bardziej odważnie, mogło bowiem zabraknąć paliwa. Potwierdza to zresztą koordynujący wyprawą Grzegorz. Ostatnie 27 kilometrów pokonałem na rezerwie. Komputer pokazywał zasięg 0 kilometrów. Na koniec w baku zostało tylko 6 litrów benzyny – dodaje.
Wszyscy jednak szczęśliwie dotarli na miejsce. Droga powrotna trwała 3 godziny i 34 minuty, a uczestnicy w obie strony pokonali ponad 200 km i zużyli 1600 litrów paliwa.